Co powiedziałby na to Fuhrer?... Chociaż istnieją w Polsce pobożni socjaliści, socjaliści-katolicy, są oni w sytuacji molierowskiego pana Jourdain, co to nie wiedział, że mówi prozą: nie wiedzą mianowicie, że socjalizm tylko pozornie, płytko, naskórkowo i powierzchownie godzi się z chrześcijaństwem, ale im głębiej w teorię i praktykę, w zasady i metody, tym bardziej rozchodzą się te dwie drogi, a u samych fundamentów są ze sobą całkowicie sprzeczne. U podstaw socjalizmu leży cel zasadniczy: upaństwowienie indywidualnego ludzkiego sumienia, poddanie go świeckiej władzy politycznej, która wyrokować ma, co jest dobre moralnie i etycznie, a co złe. To założenie socjalizmu – socjalizmu w każdej postaci – jest zasadniczo sprzeczne i wrogie chrześcijańskiej wierze w Boga, będącego źródłem absolutnych norm moralnych. Władza polityczna nie jest powołana do tworzenia moralności i etyki; gdy to czyni, staje się totalitarna u samych podstaw. Gdy demokracja realizuje ideały socjalistyczne czy socjaldemokratyczne – prowadzi więc ku totalizmowi, tym razem totalizmowi demokratycznemu. Wprawdzie w warstwie powierzchownej, naskórkowej może niekiedy wydawać się, że socjalizm „realizuje wartości chrześcijańskie” ( takim Wielkim Pozorem jest np. „opieka socjalna państwa nad biednymi”), ale ceną za ten pozór jest bezwzględna walka z chrześcijaństwem na innych odcinkach. „Opieka socjalna nad biednymi” zresztą niewiele kosztuje socjalistów, bo przecież to nie socjalistyczne partie czy rządy finansują ją, ale rabunkiem podatkowym zmuszają podatników, by ją finansowali... Gdy zabiera się pracującym obywatelom ponad 75 procent dochodów rozmaitymi, rabunkowymi podatkami (tak jest w całej Unii Europejskiej!), niszcząc przy okazji ich rodziny – nie pozostawia się im już szans na okazanie dobrowolnego miłosierdzia biednym... Jest to wymuszanie miłosierdzia, zaprzeczające chrześcijańskiemu rozumieniu miłosierdzia: miłosierdzie wymuszone nie ma przecież żadnej wartości moralnej. To i nie dziwi wyrok tzw.Trybunału Praw Człowieka ze Strasburga, nakazujące zdejmowanie krzyży w szkołach. Unia Europejska jest przecież politycznym projektem socjalistycznym, i za wymuszany od obywateli haracz podatkowy „na biednych” (stwarzający tylko pozory miłosiernego państwa opiekuńczego) – odbiera i odbierać będzie religii chrześcijańskiej jej symbole, ruguje ją i rugować będzie z przestrzeni publicznej, a osoby wierzące dyskryminuje i dyskryminować będzie w życiu publicznym. Inaczej być nie może: żaden socjalizm, „demokratyczny” także, nie da się na dłuższą metę pogodzić z chrześcijaństwem, a prędzej czy później dojść musi do repety z rewolucji francuskiej, bolszewickiej czy – w najlepszym przypadku – narodowo-socjalistycznej. To tylko kwestia czasu. Historia nauczyła socjalistów, by „przy budowie nowego człowieka”, w tej politycznej tresurze ku politycznej poprawności ( marksizmu ciąg dalszy, tym razem wedle zaleceń włoskiego komunisty Gramsciego) postępować „małymi kroczkami”, bo zbyt duże kroki wywołują nadmierny opór tresowanych... Do tej pory o tym, czy krzyże w szkołach były dobre, czy złe, decydowali rodzice; odtąd jednak muszą oni pytać: Co o tym sądzi Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu? Trudno o bardziej jaskrawą analogię: Hans Frank, hitlerowski gauleiter i wybitny narodowo-socjalistyczny prawnik, powiedział kiedyś na odprawie dla kadr: „Uprzednio mieliśmy zwyczaj mawiać: Czy to dobre, czy złe? – ale dzisiaj musimy stawiać inne pytanie: Co powiedziałby na to Fuhrer?”... „Nowy Fuhrer” w postaci 7-osobowego składu orzekającego tzw. Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu wypowiedział się jednomyślnie - 100 procent jednomyślności! Takiej jednomyślności nie notował nawet Fuhrer, ani Stalin w organizowanych „demokratycznych wyborach”... Więc „co powiedziałby na to Fuhrer”? Myślę, że Fuhrer byłby bardzo zadowolony... Marian Miszalski |